(Rock) City Rulez! (+video)

Kosmiczny krajobraz, kamienie, pełno wykutych w skałach mieszkań, więcej kamieni, pojechane formy terenu, sporo śmigania po okolicy i jeszcze trochę kamieni - czyli od kilku dni siedzimy w Kapadocji, sprawdzając co ciekawego do zaoferowania ma okolica (a jest tego niemało, szczególnie jeśli chodzi o kamienie).



Kapadocja to taka kraina w centralnej Turcji, gdzie natura totalnie popuściła hamulce jeśli chodzi o ukształtowanie terenu. Tak jak w Polsce za geograficzną ekstrawagancję uznajemy wydmy w Łebie, tak tu wszystko wskoczyło na dużo wyższy poziom. Cała okolica jest pokryta różnego rodzaju stożkami (dla fanów stożków – erodowały 60 mln lat temu podczas trzeciorzędowych falowań alpejskich, gdy okoliczne wulkany pokryły okolicę zróżnicowanymi warstwami erodujących tufów wulkanicznych), falami i innymi przedziwnymi formami skalnymi. Jakby tego było mało, to od dawien dawna w tychże formach lokalesi zaczęli wykuwać mieszkania, by chronić się przed najazdami wszystkich, którzy chcieli ichniejsze domostwa podbić, a ich samych zagonić do ciężkiej, niesympatycznej tyrki w niewoli bez opcji na emeryturę.

W skrócie - straszny fikoł i bardzo nam miejscówka podpasowała.



 Rozbiliśmy nasz camp na obrzeżach nieco zjedzonego przez turystykę Goreme i czym prędzej ruszyliśmy eksplorować bliższą i dalszą okolicę. Najpierw na longach – co zaowocowało konkretną sesją na dłuższy dystans i pierwszą szkółką longboardową w miasteczku Cavusin, a w dniu następnym rowerowo. To z kolei zaowocowało konkretną ulewą, chowaniem się w jaskiniach i dość mocnym zajechaniem materiału (czyli w sumie na deskach lepiej nam wszystko wychodzi). Wyniki obydwu tripów widać na fotach, bo ciężko opisać słowami to wszystko co mijaliśmy.






W planach mieliśmy także odwiedzić słynne podziemne miasta. Słyszeliśmy, że największe z nich są tak undergroundowe jak Mandarynka w Sopocie, więc uderzyliśmy stopem do tych mniej znanych. Niestety okazało się, że w piątki miasta (a bynajmniej to w którym byliśmy, czyli Ozuluce) mają wolne i pocałowaliśmy klamkę. Szkoda trochę. Stratę jednak wynagrodził nam koleżka, który zafundował nam nie tylko podrzucenie na camping, lecz także konkretny objazd po okolicy. Na koniec zrobiliśmy jeszcze mini trekking i pokręciliśmy się po okolicznych kanionach (choć powoli mamy dość kamieni)




 Pogoda nieco wariuje, grad, deszcz, gorąc i tak na przemian – spadamy do Istambułu. Po co? Dowiecie się na dniach.


 Prawie 100 zdjęć kamulców znajdziecie TU. Enjoy!

You Might Also Like

2 komentarze

  1. To jest to oczym marzą Kubusie w domkach.

    JPS

    OdpowiedzUsuń
  2. miasto mistrz, edit też. Jazda za traktorem niczym Marty McFly w Back to the future Turkey drift®
    Wrzucajcie większe foty na blo

    OdpowiedzUsuń